co jest słabe w byciu pacjentem

pacjentdużą część mojego życia spędziłam w szpitalach, ale oczywiście głównie w białym kitlu (potem na psychiatrii już bez kitla, ale wiadomo o co chodzi). pierwszy raz zostałam pacjentką 12 grudnia 2014 roku, kiedy mój samochód poślizgnął się na gołoledzi i spadł ze skarpy lądując na dachu – było to oczywiście bardzo dramatyczne, ale dosłownie włos mi z głowy nie spadł i spędziłam tylko jedną noc na sorze na obserwacji.

było akurat calkiem spoko, bo był to ten sam sor, na którym byłam na stażu i szefujący tam chirurg dosyć mnie lubił, poza tym cieszyłam się że żyję i nawet fajnie było się poddać badaniu neurologicznemu i tomografii żeby zobaczyć jak to jest. przedrzemałam jedną noc, lekarz dyżurny nawet na mnie nie spojrzał, poszłam do domu i tyle.

prawie rok później – w piątek 13 listopada 2015 urodziłam dziecko i wtedy się dopiero zasmakowałam prawdziwych uroków bycia po drugiej stronie. przez to, że moja córka miała wrodzoną infekcję płuc musiałyśmy spędzić w szpitalu 10 dni. jakoś siódmego dnia miałam taki stan, że siedziałam na łóżku i płakałam myśląc o wszystkich ludziach którzy kiedykolwiek leżeli w szpitalu, o tych co umarli w szpitalu, a najbardziej o naszych (psychiatrycznych) pacjentach, którzy muszą leżeć miesiącami na oddziale. mój mąż wtedy w domu słuchał jacka kaczmarskiego i wysyłał mi jakieś fajne kawałki i nad nim (jackiem) też  płakałam.

no dobrze, no to co jest słabe w byciu pacjentem? moim zdaniem trzy rzeczy: brak prywatności, chamstwo personelu i dezinformacja.

to chyba nawet nie wynika z czyichś złych intencji tylko z tego, że szpital jest miejscem pracy i tak to zawsze było urządzone. pani salowa musi myć salę o szóstej rano kiedy ludzie śpią, a pacjent musi prezentować się bez majtek przed całym personelem. personelem, który jest niemiły. i uważa, że jak ktoś jest chory(lub nawet nie! urodził dziecko na przykład) to można go strofować i pouczać przy każdej okazji. mama, ta torba to tu ma nie leżeć. pani se to posprząta. po korytarzu się nie chodzi. herbaty się tu nie zostawia. pacjent powinien być posłuszny i uważać, bo może niechcący poruszyć jakiś temat tabu. na przykład: czy mogę wiedzieć jakie mam wyniki? proszę pana nie uczę się na pamięć wszystkich wyników! kiedy wyjdę? jak pan wyzdrowieje! przepraszam, jaki lek dostaję? taki jak ma pan dostawać, krzywdy panu nie robimy. i tak dalej w ten deseń.

jakby to, że jest się chorym nie wystarczało.

w każdym razie to wszystko mi się przypomniało przy trzecim pobycie w szpitalu z moją córeczką. ona śpi w łóżku z metalowymi prętami, ja na niewygodnej pryczy (pani, te łóżko to się składa do wizyty. ale jak? no normalnie, składa pani na pół i wiąże tym workiem na śmieci, co jest pod spodem przywiązany). za tę wątpliwą przyjemność płacę 20zł za dobę. cena ta nie obejmuje jedzenia, które mąż mi codziennie dostarcza. jedna pani pielęgniarka współczuje mojej córce, że musi spać w woombie. inną strasznie zirytowało, że chcę być przy pobieraniu krwi półroczniaka (tak to jest jak matka jest w zabiegowym – skomentowała przy akompaniamencie drącego się niemowlaka). a to tylko dwie i pół doby.

no to jest po prostu wrogie środowisko. jakby nie wystarczyło, że człowiek jest chory.

Dodaj komentarz